czwartek, 26 lutego 2015

PRAWDZIWE OBLICZE SZKOŁY KATOLICKIEJ CZ. 1

Pamiętacie uroczą rudowłosą Madeline, wychowankę sierocińca prowadzonego przez sympatyczną do granic możliwości zakonnicę o imieniu Clavele? Przysięgam Wam, że moja matematyczka wyglądała identycznie, jak ta zakonnica z bajki. Tylko, że Siostra M., ucząca mnie matematyki nie była ani sympatyczna, ani nawet się nie uśmiechała. A szkoły katolickie to bardziej horror, niż bajka.

Zostałam wychowana w wierzącej i praktykującej rodzinie katolickiej. Co niedzielę chodziłam do kościoła, uczęszczałam również na sezonowe nabożeństwa, nie widząc w tym nic dziwnego. Przez ponad 8 lat śpiewałam w chórze kościelnym, a że próby odbywały się w przykościelnej parafii, 2 razy w tygodniu, miałam z księżmi do czynienia i mogłam swobodnie przyglądać się ich codziennemu życiu. Do momentu pójścia do szkoły katolickiej nie przeszło mi przez myśl podważenie istnienia Boga, ani tym bardziej kwestionowanie zasadności istnienia instytucji Kościoła.

Do 12 roku życia byłam wychowywana głównie przez mojego bardzo konserwatywnego dziadka. To on dbał o moją edukację, zapewniał dodatkowe zajęcia typu balet, ju-jitsu, rysunek i dbał o szeroko pojęty kulturowy rozwój. Zawdzięczam mu bardzo, bardzo dużo. Niestety, prócz tych pozytywnych rzeczy, zawdzięczam mu również najgorsze 6 lat swojego życia.

Po ukończeniu państwowej szkoły podstawowej (oczywiście z paskiem i wyróżnieniami), nastał czas wyboru gimnazjum. Zbiegło się to z przeprowadzką moich rodziców i tym samym wyprowadzeniem się od dziadka. Tracąc kontrolę nade mną i nad tym wszystkim co osiągnęłam do tej pory, wymusił na moich rodzicach, żeby zapisali mnie do prywatnej żeńskiej szkoły katolickiej, która z założenia miała mieć na mnie dobry wpływ. W ostatecznym rozrachunku rzeczywistość okazała się być jednak odwrotna.

Z zewnątrz szkoła sprawia bardzo dobre wrażenie. Odnowiona kamienica w ścisłym centrum Krakowa, tuż przy Rynku Głównym. Żeby dostać się do środka należy zadzwonić i się wylegitymować w zakratowanym okienku. Podobne znajduje się na każdym komisariacie policji. Jeśli wszystko jest w porządku, magicznym przyciskiem odblokowują bramę i możesz przekroczyć wielkie żelazne okute drzwi. Zamykają się za każdym z głuchym hukiem i rodzice mogą już o swoje dziecko być spokojni. Do sekretariatu i klas, gdzie odbywają się zajęcia trzeba pokonać dwa piętra kamiennych schodów. Na pierwszym piętrze znajduje się cuchnący stęchlizną klasztor. Wcześniej musisz zmienić obuwie na pantofle (absolutnie nie wolno nosić trampek!), bo na górze siedzi ktoś kto to sprawdza. Po przekroczeniu zakonnicy-ciecia wchodzimy do docelowego pomieszczenia, szkoły, która niczym nie przypomina tego co jest Wam znane.

Podłoga korytarza wyłożona jest lśniącym starym parkietem. Odnowiony drewniany sufit wykończony jest ozdobnymi belkami z ciemnego drewna. Przez cały korytarz ciągną się długie zielone dywany, które zlewają się z rzędami doniczkowych kwiatów. To co zaskakuje najbardziej, to panująca względna cisza. Słychać rozmowy, śmiech, ale wszystko jest jakby przytłumione i niczym nie przypomina klasycznego szkolnego hałasu. Na końcu korytarza znajdują się stare drewniane szafy, do których wkładasz odzież wierzchnią, buty i przebierasz się w swój chałat. Jest to szyty na miarę granatowy worek z kieszeniami i marynarskim kołnierzem. Owszem, idea noszenia chałatu jest szczytna, ponieważ ma zatrzeć różnice majątkowe i szeroko pojętą powierzchowność. Jednak w praktyce wyglądasz i czujesz się jak obdarty ze wszystkiego co Cię definiuje menel. Trochę lepiej prezentuje się stój galowy, który składa się z granatowej spódnicy za kolano i białej koszuli z pasującym granatowym marynarskim kołnierzem. Do dzisiaj, a minęło 10 lat odkąd skończyłam szkołę, nie założę na siebie niczego granatowego. Autentycznie pałam do tego koloru nienawiścią.

Wszyscy uczniowie codziennie swoje lekcje zaczynają modlitwą o godzinie 8:00 rano. Jeśli spóźnisz się, choćby 5 minut, nie zostaniesz wpuszczony na zajęcia. Od razu łapiesz nieusprawiedliwioną godzinę i uwagę, co oczywiście przekłada się na ocenę końcową. Regulamin jest bezlitosny. Nie wolno nosić jakiegokolwiek makijażu, farbować włosów, malować paznokci, wychylać się przez okna, pozostawać w klasie bez nadzoru nauczyciela, być głośno, nosić dekoltów, spódnic krótszych niż dwa palce przed kolano. Do stroju galowego nie wolno zakładać biżuterii, butów innych niż czółenka w kolorze czarnym, a sweterek może być tylko w kolorach bieli, granatu i czerni. Jeśli zakonnica zauważy, że masz choćby odrobinę makijażu, idziecie do toalety i na jej oczach myjesz twarz. O wagarach również możesz zapomnieć, ponieważ każda nieobecność musi być zgłoszona w sekretariacie przed rozpoczęciem zajęć. Jeśli nie zostanie, od razu dzwonią do rodziców (jeśli mama nie odbierze, to dzwonią do taty, babci, dziadka, ciotki, itd.).

Nikomu chyba nie muszę wyjaśniać, że mając 13-19 lat wygląd jest jedną z najważniejszych rzeczy. Dojrzewamy, eksperymentujemy, odkrywamy naszą seksualność i co najważniejsze budujemy naszą osobowość. W takich warunkach normalny, zdrowy rozwój nie jest możliwy, zwłaszcza nie mając silnego charakteru. A wierzcie mi, że zakonnice zrobią wszystko, żeby wtopić Cię w tłum i zabić Twój charakter. Bo silne, dominujące osobowości są zagrożeniem dla systemu.

Rodzice posyłają swoje dzieci do tej szkoły z dwóch powodów, albo dzieciaki nie są w stanie odnaleźć się w normalnej szkole, albo są tak nieznośne, że rodzina nie daje sobie z nimi rady. W dobie Facebooka widzę jak bardzo miałam rację, co do moich "koleżanek". Tylko nieliczne się wybiły. I, żeby było śmiesznie, właśnie te nieznośne.

Wierzcie mi, że to co napisałam powyżej to nic takiego. Nie opowiedziałam Wam jeszcze kompletnie nic o samych zakonnicach, ich zachowaniach, frustracjach, o tym co mówili mi księża stacjonujący u nich i o tym co zrobiły mnie. Jesteście ciekawi? Chcecie część 2?

26 komentarzy:

  1. Bardzo chcę kolejnych części - a tak swoją drogą to z ciekawości (i z nudów) przejrzałam sobie regulamin szkoły prowadzonej przez siostry zakonne w innym mieście i im dłużej go czytałam tym więcej przekleństw cisnęło mi się na usta.Na pierwszym planie indoktrynacja jak dla mnie.
    A co do zabijania charakteru w szkołach - to jest tak też w tych niekatolickich, dziś nawet rozmawiałam o tym z kolegą w pracy. Ale to jest temat na bardzo długą wypowiedź.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Charakter i talenty dzieci zabija się już w podstawówce, ale wierz mi, że w szkołach katolickich ma to zupełnie inny charakter i jest dużo bardziej zaawansowane. Niby wszystko robi się dla dzieci, pięknie przedstawia się to na wywiadówkach, a tak naprawdę chodzi wyłącznie o gromadzenie marionetek.

      Usuń
  2. powiem tak, nie interesowalam sie wczesniej takowymi instytucjami i nie mialam znajomych ktorzy mieli by z nimi do czynienia, w kazdym razie, wydaje mi sie ze jest to wszystko mocno pokrecone... rozumiem wiara, ascetyzm itd itd... ale kto normalny oprocz rzecz jasna tych zakonnic wytrzyma w takiej szkole i nie zacznie palac nienawiscia do wszystkiego co sie z nia bedzie kojarzyc?? wedlug mnie daje to zupelnie odwrotne efekty. w kazdym razie dzieki za rzucenie swiatla i czekam na dalsza czesc. gratuluje tez wytrzymalosci bo ja bym chyba zwariowala :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, jakby zakonnice były w porządku to pół biedy. Problem polega na tym, że to własnie one pałają nienawiścią, są sfrustrowane, zawistne i przenoszą to na dzieciaki.

      Usuń
  3. To co piszesz jest niesamowicie ciekawe i... przerażające, dosłownie. Wszystko jest podane w formie "gotowej, ale plastycznej", można wszystko wyobrazić sobie i "iść" po tej szkole...
    Nie mogę się doczekać dalszej części.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To co opisałam w dzisiejszej notce nie jest jeszcze aż tak przerażające jak to co dzieje się za murami klasztornymi. To co mogłam obserwować kiedy nikt nie widział, że patrzę, albo nikt tak naprawdę się z tym nie liczył.

      Usuń
  4. Mnie ciekawi zachowanie zakonnic najbardziej. Co do regulaminu, wymagań czy braku makijażu, dekoltu itd. to ja chodziłam do zwykłego, publicznego LO i było tak samo. Mieliśmy mundurek, zakaz makijażu, mini, bluzek z dekoltem, farbowania włosów czy malowania pazurów. Nie wspominam tego jakoś źle, nie malowałam się wtedy, bo nie miałam potrzeby, mundurek był tragiczny, ale co zrobić. Nie wojowałam z tym,, bo i mi to szczególnie nie przeszkadzało, w końcu mundurek po lekcjach można zdjąć. Nie wspominam tego okresu źle, wspominam źle natomiast jedynie niektórych nauczycieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierz mi, że to wszystko, co teraz wymieniasz jest do zniesienia. Nawet fakt, że to szkoła wyłącznie żeńska jest do przełknięcia. Problemy zaczynają się później, kiedy na przykład podpadniesz którejś zakonnicy lub usłyszysz to czego słyszeć nie powinnaś.

      Usuń
  5. Bardzo chcę przeczytać kolejną część, bo zdaję sobie sprawę, że to, co opisałaś, to dopiero początek. Posłanie dziecka do takiej szkoły jest idiotycznym pomysłem. Po opuszczeniu jej murów musi być niezmiernie ciężko odnaleźć się w prawdziwym życiu, bo to, które prowadzi się przez tyle lat, jest sztuczne i poniżające. Pal licho makijaż, ale to środowisko jest ograniczone i - proszę wybaczyć użycie tego określenia - chore, nastawione na zabijanie indywidualności i produkcję usłużnych, naiwnych dziewcząt.

    Podoba mi się Twój styl pisania, każde słowo jest przemyślane, opisy niebanalne i, jak zauważyła Niucha, plastyczne. Czyta się z prawdziwą przyjemnością (abstrahując od nieprzyjemnego tematu tekstu).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na szczęście nigdy społecznym dzikusem nie byłam, wręcz przeciwnie, więc nic mi tutaj nie groziło. Za to inne dziewczyny naprawdę średnio sobie w życiu poradziły.

      Cieszę się, że czytasz z przyjemnością, dziękuję za miłe słowa.

      Usuń
  6. A pomysły z narzucaniem obuwia są żenujące (w sensie że nie wolno mieć trampek, albo że muszą być buty na białej podeszwie) - w normalnej publicznej podstawówce od początku byłam podpadnięta za brak trampek na białej podeszwie gdyż nosiłam adidasy (miały biało-kolorową podeszwę i co najgorsze były adidasami) ze względów zdrowotnych. Ale w tej głupiej szkole już na wejściu byłam podpadnięta u wychowawczyni w klasach 1-3 (była to starsza kobieta), a podpadłam za to, że jak mój ojciec był szefem w jednej z firm, w której pracowała córka tej wychowawczyni wywalił tę córcię z pracy - także miałam przesrane. Ogólnie podstawówkę i liceum źle wspominam, bo zarówno nauczycielom jak i ograniczonym kolegom i koleżankom nie pasiło to, że dobrze się uczyłam, miałam (mam nadal) dobry kontakt z rodzicami i jednocześnie lubiłam się bawić i miałam dużo starszych znajomych. To było coś typu: zgnoimy wybijających się. W sumie to jak by tak na to popatrzeć, powinnam ich wszystkich pozwać, ale szkoda mojego cennego czasu na szumowiny od których już na szczęście jestem daleko. A lekcje religii (w podstawówce z siostrami a w liceyum z księdzem to temat - rzeka pełna nienawiści).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat narzucanie białej podeszwy jestem w stanie zrozumieć, ponieważ dobrze wiem jak parkiet potrafi się od ciemnej podeszwy rysować. Wymyć później takie smugo to strasznie ciężka sprawa.

      Usuń
    2. Wymyć smugi ciężka sprawa, ale usunąć zwyrodnienia ze stóp jeszcze cięższa :)
      Z resztą przy normalnym chodzeniu smug się nie da narobić, co innego jak ktoś suwa i wciska nogi w parkiet tak, żeby aż piszczało.

      Usuń
    3. Tak, ale regulaminy przygotowywane są pod ogół, a nie pod indywidualne przypadki. W takich sytuacjach należy udać się do odpowiedniej osoby, przedstawić zaświadczenie i po krzyku.
      A smugi robią się od normalnego chodzenia. Wiem, bo sama mam parkiet i chodzę w czarnych gumowych podeszwach ;)

      Usuń
    4. ależ oczywiście że przedstawiłam zaświadczenie od lekarza, ale miałam pojebaną wychowawczynie która to zakwestionowała. Gdyby ta sytuacja miała miejsce dziś, to skończyłoby się to na podjęciu poważnych kroków łącznie z prawnymi, ale teraz to mogę tylko przeklinać tę lampucerę.

      Usuń
  7. Czekamy z niecierpliwością na kolejne części po nieźle zapowiadającym się wstępie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i zabieram się do pisania.

      Usuń
  8. kiedy będzie nowa notka o szkole katolickiej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie zamieściłam! Notka okupiona łzami i potem :D

      Usuń
  9. Wpadłam najpierw na bloga Vexgirl, teraz jestem tutaj i... nie żałuję :) Po przeczytaniu tego wpisu powiem szczerze, że jestem lekko wstrząśnięta i zmieszana, że tak się dzieje. W Warszawie, gdzie mieszkam, są mi znane 2 szkoły prowadzone przez siostry. Jedna baaardzo blisko naszego domu. Faktycznie, siostry prowadzą razem z osobami "świeckimi", które i tak mają ukierunkowany światopogląd. Wiadomo, szkoła zobowiązuje. Miałam nawet chęć zapisać do niej mojego syna, ze względu na bardzo dobre rankingi plus świetny program pozalekcyjny, jednak etap "rekrutacji" mnie mocno zniechęcił - polecenie osoby przez proboszcza pobliskiej parafii, do tego dość wysokie czesne a poza tym obawiałam się tego, o czym przeczytałam w Twoim poście - jeżeli dziecko jest "niesforne i krnąbrne" to już robi się mało fajnie.
    Czekam z niecierpliwością na część drugą i zapisuję adres do obserwowanych :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie nie posyłaj swojego dziecka do takiej szkoły. Ja swojemu najgorszemu wrogowi takich rzeczy nie życzę...
      I dziękuję za miłe słowa, cieszę się, że Ci się podoba.

      Usuń
  10. podbijam pytanie - kiedy będzie kolejna notka ? :)

    OdpowiedzUsuń
  11. O rety!!!! Biedna jestes, ze w szkole katolickiej Ci nie wyszlo, zawsze w klasie znajdzie sie ktos taki jak Ty. Ja takze skonczylam Szkole Siostr Prezentek i mam zupełnie inne odczucia, może za Twoich zamierzchłych czasów Siostry były bardziej rygorystyczne, teraz jest zupełnie inaczej. Takze przez Twoje opisy ktoś może się zniechęcić, a realia tam są teraz dość inne i z całym szacunkiem, ale troche poeprzysz i wylewasz żal niewiadomo po co. Możesz podziękować Rodzinie, że tam Cie wysłali i spieprzyli tyle lat życia... Bo przecież widząc, że coś jest z Toba nie tak i jesteś niezadowolona ze szkoły mogliby przepisać Cię gdzieś indziej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gwoli ścisłości, prowadzę bloga o czym chcę i w jaki sposób chcę. Jeśli coś jest z Tobą nie tak i Ci tutaj nie pasuje to wystarczy zamknąć zakładkę i przejść do kolejnego serwisu ;)

      Usuń