środa, 18 lutego 2015

FUNDAMENTEM TWOJEGO ZWIĄZKU JEST...

Większość z Was zapewne powie, że zaufanie. A jak Wam na to odpowiem, że gówno prawda. Mówicie sobie co chcecie, ale podstawą związku jest seks. To od niego wszystko się zaczyna i na nim się kończy. Bo co sprawia, że podchodzicie do dziewczyny przy barze? Jej sensualność. Czyli upraszczając seks. Co sprawia, że przyspiesza Wam bicie serca? Jego dłoń na Twojej talii, jej zapach, bliskość jej ciała. Czyli... dokładnie tak - seks. Zaufanie, przyjaźń, czy wspólne pasje przychodzą znacznie później. Wszystko zaczyna się od seksualności.

Daleka jestem od głoszenia tych samych teorii co Freud, ale trzeba przyznać, że trochę racji facet jednak miał. Szczególnie zgadzam się ze stwierdzeniem, iż usilnie tłumiony popęd seksualny prostą drogą prowadzi do frustracji, a później nawet do zaburzeń osobowości. Zaobserwować to mogłam szczególnie w czasach licealnych, ponieważ miałam tę przyjemność uczęszczać do prywatnej żeńskiej szkoły katolickiej, na domiar złego prowadzonej przez zakonnice. Nie będę wdawać się w szczegóły, ponieważ nie to jest naszym dzisiejszym tematem*, ale istotą tego doświadczenia było to, że nieruchanym, odciętym od seksualności kobietom mentalnie odpieprza. I mówię tutaj zarówno o młodych dziewczynach, jak i dorosłych kobietach w habitach.

Okey, załóżmy, że dwoje ludzi jakiś czas się ze sobą spotyka, jest chemia i nić porozumienia. Decydują się na oficjalny związek. Co teraz? Z automatu, bardziej lub mniej świadomie, jedno i drugie zacznie planować pierwszy raz. Kobieta zacznie się sobie przyglądać w lustrze, kupi seksowną bieliznę, a facet będzie się dwoił i troił, żeby stworzyć okazję. To jeszcze najczęściej nie jest etap otwartych rozmów, raczej wszystko będzie owiane tajemnicą. Bach! Bzyknęli się. Ale okazało się, że totalnie się nie zgrywają, kręci ich zupełnie co innego. Myślicie, a raczej wierzycie w to, że im się uda w związku? Bo ja dam sobie mały palec u nogi uciąć, że kolejne próby ich do siebie tylko bardziej zniechęcą, a to przełoży się na ich relacje - kłótnie, płacz i w końcu bolesne zerwanie.

Popularny w latach 90-tych miesięcznik Reader’s Digest przeprowadził sondę pod hasłem „Z jednym pytaniem dookoła świata”, w której pytali o najczęstsze powody zerwania. Jak się zapewne domyślacie chodziło oczywiście o zdradę - Meksyk (64%), Chiny (57%), Rumunia (50%), RPA (49%) i Indii (39%). Oprócz tego ankietowani często wskazywali jeszcze na przemoc. Wniosek jest prosty, nie jesteśmy w stanie znieść tego że nasz partner uprawiał seks z kimś innym. A to zaufanie, o którym najczęściej mówimy przecież tak naprawdę dotyczy tylko i wyłącznie seksu. Bo o co my kobiety najczęściej podejrzewamy naszych mężczyzn? No właśnie o zdradę. I to zazwyczaj właśnie wtedy kiedy przestaje nam się w łóżku układać.

Jaka jest więc na to rada? Przede wszystkim nie odkładajcie pierwszego razu do ślubu, bo może się to dla Was skończyć klęską. A tak już poważnie, to rozmawiajcie. Mówicie otwarcie czego chcecie w łóżku od Waszych partnerów, sygnalizujcie co Was podnieca, a czego znieść nie jesteście w stanie. Wyznaczcie sobie nieprzekraczalne granice.

Bo czy umiesz się do tego przyznać, czy nie, seks jest siłą napędową Twojego związku. Możesz dzięki niemu żyć szczęśliwie ze swoim partnerem przy boku, albo doprowadzić do tego, że Twój partner nie będzie chciał nawet na Ciebie spojrzeć.

*Jeśli macie ochotę na szczerą opinię w temacie katolickich żeńskich szkół to dajcie znać w komentarzach. Chętnie stworzę osobny wątek o tym zagadnieniu.

14 komentarzy:

  1. Co do Freuda, to robiłam na jego temat referat i dotarłam do tego, że tak naprawdę był oszustem :P Jego pacjenci mieli zupełnie inne przyczyny zaburzeń, niż on wskazywał ;P I tak naprawdę pomimo leczenia i rzekomej poprawy, po czasie wszystko wracało :D
    A seks... Faktycznie jest ważny, aczkolwiek nie ukrywam, że mój N. nie tak od razu mi się spodobał. Ja jemu tak, a że był miły to postanowiłam się z nim parę razy spotkać (ale na gruncie znajomych). Okazał się całkiem w porządku i tak jesteśmy już razem pięć lat.. Teraz się z tego śmieję że w ogóle mi się nie podobał. Obecnie nie wyobrażam sobie nikogo innego i strasznie mi się podoba :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie coś takiego nie byłoby możliwe, ponieważ jestem typowym wzrokowcem, w dodatku estetką. Nie potrafiłabym związać się z kimś kto na pierwszy rzut oka nie pociąga mnie fizycznie. W dodatku nigdy nie zdarzyła mi się sytuacja, że z czasem ktoś zaczął mi się podobać. Albo jest uderzenie, albo go nie ma.

      Usuń
    2. Wbrew pozorom, to że "nigdy się nie zdarzyła sytuacja", nie znaczy że się nie zdarzy w przyszłości. Nikt z nas nie jest wykuty z kamienia, zmieniamy się i to bardzo, i czasem nieźle samych siebie potrafimy zaskoczyć.
      Masz tendencje do "drążenia do prawdy", czyli zapowiada się ciekawie.
      To dorzucę swoje 3 grosze, i pójdę o krok dalej. Freud rację miał - i nie miał. Słusznie zauważył, że wszystko kręci się wokół vaginy, niesłusznie oszukiwał na wynikach badań i naciąganiu statystyk, jeszcze bardziej nawalił w interpretacji.
      Pretensje mieć trudno. Badacze też podlegają błędom poznawczym, jego nie miał kto weryfikować, poza tym sformalizowanie podstaw metodologii naukowej, w tym wymaganie falsyfikowalności - w dużej mierze ograniczające błędy badawcze - powstało później.
      A co przeoczył Freud? Że świat się nie kręci wokół vaginy, tylko wokół macicy. To jest jak cebula, w środku jest imperatyw rozmnażania, bardziej na zewnątrz są poziomy oszukiwania podświadomości, czyli rozkosz z tym związana(i tak, chodzi o to zeby rozkosz była taka, aby łatwo było "się zapomnieć". Bo to jedna wiedziała że to dni płodne, ale było tak romantycznie...niejeden wiedział ze nie ma gumki, ale jakoś tak...pomyślał że nic się nie stanie ). jeszcze bardziej na zewnątrz jest warstwa oszustwa dla świadomości.
      Uczucia wyższe, ale też podłe gierki, generalnie tematyka blogów o miłości :)
      dopóki się sobie nie poukłada w głowie tej "cebuli" i nie uświadomi, że Freud uznał 2-gą warstwę za podstawową - może być geniuszem albo oszustem.
      Na poziomie biologicznym, przedmózgowym :), chodzi o macicę. Na poziomie podświadomym - tak jak piszesz - o seks, na świadomym o miłość.
      Czyli wszystko to, to opakowane w piękną folijkę i przewiązane wstążką - przedłużenie gatunku.

      Usuń
    3. Jeśli całą naszą dyskusję oprzemy tylko i wyłącznie na Freudzie to się z Tobą zgodzę. Chodzi o macicę i zwyczajne przedłużenie gatunku. Natomiast ja obracam się wokół tematyki relacji międzyludzkich i związku, niekoniecznie małżeńskiego i sfokusowanego na posiadanie dzieci. Zaczynamy się tym interesować mając powiedzmy 14 lat, nie ma tu mowy o dzieciach, tylko trzymaniu się za rączkę i ciekawości jak to jest. W takim przypadku nie chodzi o macicę, a raczej właśnie o waginę. Związek 20-latków obraca się praktycznie wyłącznie wokół seksu. Dopiero po jakimś czasie priorytetem staje się rodzina, a seks odchodzi na drugi, czy nawet trzeci plan.

      Usuń
    4. No nie...nie. Raczej chodziło mi o to, że jeśli z tematyki relacji międzyludzkich "znikniesz" macicę - to te relacje zamiast się uprościć - to się komplikują. Nagle ludzie zachowują się całkowicie nieracjonalne, faceci nie rozumieją kobiet, kobiety facetów i kobiet, ale w okolicach menstruacji tylko facetów, zwykle kobiety stawiają na wierność i ciągłość związku, po czym nagle bez uprzedzenia "trafia je" jakiś macho albo romans, faceci wikłają się bez większego powodu w związki monogamiczne po czym zaczynają je podważać(i obchodzić bokiem)...słowem żadnego sensu w tym nie ma, jeśli uprzemy się że "związek 20-latków obraca się praktycznie wyłącznie wokół seksu. Dopiero po jakimś czasie priorytetem staje się rodzina".
      Seks i zachowana przyjemnościowe, a także oksytocyna, czułość etc. etc. etc. to są POCHODNE procesów nieuświadomionych gdzieś tam, pod spodem tego wszystkiego.
      Jak znikniemy te procesy i zaczniemy udawać że miłość to taki "byt sam w sobie" który MOŻE przerodzić się w chęć posiadania potomstwa, a nie że jest pochodną imperatywu posiadania potomstwa - to to nie ma sensu. Bo związki długoterminowe bez dzieci są mniej rozrywkowe i nudniejsze niż skakanie z kwiatka na kwiatek.
      Więc tu nie chodzi o zachowania przyjemnościowe.
      I nie, nie chcę niczego sprowadzać do automatyzmów i instynktów.
      Tort jest pyszny, przyznanie że to cudo to tak naprawdę pod spodem jaja, mąka, cukier etc - w niczym mu nie umniejsza, ani smaku nie pogarsza.
      Utrzymywanie że tort pojawia się sam z siebie - o - to jest dopiero ciekawostka ;)

      Usuń
    5. Wszystko ok, tylko ja nie wierzę w miłość. Uważam, że to tylko chemia i później przywiązanie (tudzież zobowiązania).

      Usuń
  2. Zgadzam się w 100% z resztą pisałam co nieco o tym pod poprzednim postem. A z czekaniem z pierwszym razem do nocy poślubnej to bardzo złe rozwiązanie pod względem praktycznym. Może i idea szlachetna żeby się oddać temu jedynemu, ale co jak się okaże że jest się kompletnie niedopasowanym? rozwód na drugi dzień? płacze? no - nie - bo nie po się brało ślub żeby za parę godzin był rozwód.
    I masz rację, że z tym całym zaufaniem i szacunkiem chodzi przede wszystkim o seks, bo jak się o tym nie mówi otwarcie i nie wei się co druga strona akceptuje a czego nie to zarówno mężczyzna jak i kobieta zaczyna szukać tego czegoś u innych i stąd są zdrady. Nie przez to, że ktoś rozrzuca po domu skarpetki czy książki (chociaż bałaganiarstwo i nieuszanowanie mojego wysiłku wkładanego w sprzątanie mnie wkurwia), ale dlatego, że coś jest nie tak z fizycznością.
    Czasem spotykam w knajpie/na mieście superprzystojniaka takiego że ach ach, ale jak tylko mnie muśnie przypadkiem mam ochotę uciec bo mnie obrzydza. A czasem jakiś brzydal się doczepi ale ma w sobie coś takiego że z chęcią bym go rozebrała w knajpie ;) I właśnie albo czyjaś chemia nam odpowiada albo nie. Kiedyś słuchalam jakiejś audycji że podobnie jest z normalnym koleżeństwem. Jakas osoba może być ładna, miła zadbana oczytana imprezowa itp itp, ale nam nie pasują jej feromony i nie chcemy mieć z nią nic wspólnego :) Także nikt mi nie wmówi że nie jesteśmy zdeterminowani przez biologizm. Jesteśmy, ale mamy jeszcze umysł i zdolność komunikacji :)
    więc seksujmy sie i rozmawiajmy jak najwięcej, a jak nie jesteśmy w związkach to seksujmy się samodzielnie i poznawajmy siebie :)
    a o szkole zakonnej z chęcią poczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idea czekania do ślubu może i jest szlachetna, ale kompletnie nieadekwatna do dzisiejszych czasów. Sprawdzała się w czasach kiedy małżeństwa były zaaranżowane lub zawierane z rozsądku. I tutaj wkrada się problem niereformowalności Kościoła. Dzisiaj za to mamy presję zakochania się, emocji, itd. więc seks w tym przypadku jest pozycją obowiązkową.

      Usuń
  3. Nie da się ukryć, że coś jest w tym, co piszesz ;-)

    Jestem ciekawa opinii o katolickich szkołach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie, zatem zabieram się do pisania.

      Usuń
    2. dokładnie ja również czekam na ten wpis
      a co do tego, to masz rację w 100% mam takie samo zdanie ;]

      Usuń
  4. Tak, głośno i wyraźnie.
    Przez seks jesteśmy wyrazić swoje uczucia ale i poznać uczucia naszego partnera czy naszej partnerki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym nie do końca się zgodzę. Sam seks nie udowodni Ci czy Twój partner Cię kocha, czy po prostu chce ruchać.

      Usuń